sobota, 5 kwietnia 2014

Rozdział 1. "Popatrz, mijo. To jest twój bisabuelo"

Właśnie wracałam ze spotkania z Sobocią. To moja najlepsza przyjaciółka. No i wracałam sobie i tak szłam i szłam i szłam, aż nagle w cieniu przede mną zmaterializował się czarnowłosy chłopak o ciemnobrązowych, szklistych oczach. Był mniej więcej o 5 cm wyższy. Nie przestraszyłam się, bo dobrze wiedziałam, kto to jest.
- Nico... - szepnęłam.
Chłopiec odwrócił się. Teraz już miałam pewność, że to on. Zakręciło mi się w głowie. Szedł w moją stronę. Szybko. I gdyby szedł wolniej, moja głowa uderzyłaby w beton pode mną. Ale on mnie złapał i przytulił.
- Nareszcie Cię znalazłem - powiedział cicho z wyraźną ulgą.
- A-ale... Co? - wyjąkałam.
Nico wypuścił mnie z objęć i spojrzał mi głęboko w oczy. Mogłam się dokładnie mu przyjrzeć. Miał strasznie bladą skórę i cienie pod oczami.
- Musisz mi pomóc. Znaczy się nam.
- Nico, nie mogę.
- Skąd znasz moje imię?
- J-ja wiem o Tobie dużo rzeczy, soldatino. Chcesz mnie zabrać na "Argo II"?
- T-tak... - wyjąkał zdziwiony.
- Nie wierzę. O, bogowie, dziękuję Wam! Nico, musisz zabrać mnie do mojego domu. Muszę wziąć kilka rzeczy.
- Okej, ale nie chcesz żadnego wytłumaczenia, ani nic?
- Nie, soldatino. Wiem wystarczająco dużo, by zrozumieć przez Twoje słowa, że załoga "Argo II" ma poważne kłopoty. To jak? Zabierzesz mnie do domu?
- Dobrze - chwycił mnie za rękę i nagle pojawiliśmy się w moim małym mieszkanku. Mieszkam w nim od dziecka. Wcześniej mieszkał tu jeszcze mój tata. Ale teraz jest we Francji. Złapałam mój ukochany czarny plecak. Spakowałam do niego kartki, kredki, ołówki i inne przybory malarskie. Zerwałam ze ściany rysunek Leona Valdeza w stylu manga.
- Czy to był Leo? - zaśmiał się Nico.
- Tak - odparłam.
- Czemu nad Twoim łóżkiem wisiał Leo?
- Bo... Och. Później Ci wyjaśnię.
Chwyciłam kilka ubrań, szczotkę do włosów i kilka książek.
- Możemy już iść - powiedziałam cicho, drapiąc mojego psa za uchem.
- Dobrze - Nico chwycił mnie za rękę. Znalazłam się na pokładzie "Argo II". Poczułam wiatr we włosach. W powietrzu unosił się zapach morza. Nico puścił moją rękę i poszedł po Hazel. Kiedy przyszli, Hazel przyglądała mi się badawczo swoimi złotymi oczami.
- Cześć, Hazel.
- Skąd znasz moje imię?
- No... Yyy... Znam imiona wszystkich znajdujących się na pokładzie "Argo II".
- Miałeś jej nic nie mówić! - Hazel zwróciła się do Nica.
- Och, on mi nic nie mówił - uśmiechnęłam się. - Czy możecie tu zawołać wszystkich? Co do jednego. Chciałabym ich poznać.
- Dobrze - powiedziała niepewnie Hazel. - Nico, idź po Leona i Annabeth. Są przy sterze. Ja pójdę po Jasona, Piper, Franka i Percy'ego. Spotkamy się w mesie za chwilę.
- Chodź, Wiktoria. Pójdziemy razem po Leona i Annabeth i zaprowadzę Cię do mesu - powiedział Nico.
- Mhm.
Nico zaprowadził mnie do małego pomieszczenia na pokładzie. Krzątali się tam brązowowłosy chłopak i szarooka dziewczyna.
- Witaj, Leo. Cześć, Annabeth - powiedziałam do nich. Stanęli jak wryci.
- Ooo, widzę, że Nico sprowadził pomoc - zaśmiał się nerwowo Leo. Ledwo powstrzymywałam się, by nie zacząć piszczeć i skakać. Kocham tego gościa!
- Nico! Miałeś jej nic nie mówić! - ofuknęła go Annabeth.
- Spokojnie, Annabeth. On mi nic nie powiedział. Ja wiem bardzo dużo o Was wszystkich. Mijo - drgnął na dźwięk tego słowa - chciałabym, żebyśmy spotkali się wszyscy w mesie. Czy nie będzie Ci to przeszkadzało?
- Ja... To znaczy... Yyy... N-nie, jasne, już idziemy - wyjąkał. Wcisnął jakieś przyciski przy sterze i poszliśmy do mesu, w którym czekała reszta. Usiedliśmy wokół stołu.
- Cześć - powiedziałam. - Podobno potrzebujecie pomocy.
- Tak - odparł Jason. - Ale może najpierw się trochę poznamy?
- Jasonie, myślę, że Wy nie musicie się przedstawiać. Jestem Wiktoria - uśmiechnęłam się szeroko.
- Jak to nie musimy się przedstawiać? - spytała zdziwiona Piper.
- Normalnie, Pipes. Znam wszystkie Wasze przygody i wiem o Was bardzo, bardzo dużo. Więcej niż się spodziewacie. I nawet więcej, niż Wy sami wiecie o swoich towarzyszach.
- Jesteś wyrocznią? - odezwał się Percy.
- Nie, Glonomóżdżku. Jestem zwykłą dziewczyną.
- Wiktorio?
- Tak, mijo?
- Dlaczego mówisz na mnie per mijo? Tak mówiła na mnie mama. I nikt o tym nie wiedział.
- Jakby Ci to wytłumaczyć - westchnęłam. - Popatrz, mijo. To jest twój bisabuelo - zatrzymał się w bezruchu i patrzył na mnie tymi swoimi pięknymi oczami. To samo zrobiła Hazel.
- Skąd...? Jak ty to...? Wiktorio, jak...? - odezwał się wstrząśnięty Leo.
- Czytałam książkę. Właściwie to książki. Znam wszystkie Wasze przygody. Ale najbardziej skupiłam się na Tobie, mijo.
- No, dobrze. Ja już mam dosyć wiadomości jak na dziś. Idę spać - oznajmił Leo, po czym wyszedł.
- Leo! - krzyknął za nim Frank.
- Spokojnie, Frank. On potrzebuje teraz spokoju. Wcale się mu nie dziwię. Wiesz, jakby mi ktoś wparadował na okręt i wiedziałby o mnie wszystko, to zachowałabym się tak, jak on - westchnęłam. - Może lepiej  by było, gdybym udawała, że Was nie znam.
- Och, nie! Nie! - zaprzeczył szybko Percy. - Dzięki temu będzie nam łatwiej, ale może omówimy ten problem jutro, bo zaraz zasnę. Pozostaje tylko pytanie: gdzie będziesz spała?
- Może w kajucie Hedge'a? - zapytała Piper.
- Ktoś tam posprzątał? - zaśmiał się Jason.
- Ja - oznajmiła Hazel.
- No to załatwione. Wiktorio, masz miejsce do snu. Dobranoc - Percy uśmiechnął się ciepło i wyszedł.
- Dobranoc wszystkim - także wyszłam. Weszłam do mojej kajuty. Było tam naprawdę czysto. Rzuciłam plecak na łóżko i wyciągnęłam z niego szorty i koszulkę. Poszłam do łazienki i się przebrałam. Rozczesałam włosy i umyłam zęby. Wróciłam do pokoju, zrzuciłam plecak i wskoczyłam do łóżka. Po chwili zasnęłam. Jednak w nocy obudził mnie drżący głos należący do Leona.

Witajcie!

Witaj, Półbogu.
Miło mi Cię widzieć.
.
.
.
Chociaż nie. Wróć. NIEmiło Cię widzieć. Przytrafiło Ci się straszne nieszczęście, to już pewnie wiesz. Ale, jeżeli masz ochotę jeszcze pożyć, to radzę Ci wypierdzielać w podskokach, bo im więcej wiesz, tym większym jesteś zagrożeniem i tym więcej ściągasz potworów. No, ale cóż. Takie już życie Półboga.
Zapraszam na dół. (Nie, nie do Podziemia)
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Cześć :)
Mam na imię Wiktoria. Możecie mówić mi Wiki, Wika czy jak tam chcecie. Znajomi mówią na mnie Puchaczunia, Puchaczątko, bądź Puchaczka. Jak kto woli.
Ten blog, to moje własne FANFICTION. Wymyślam je w drodze do szkoły, ze szkoły, czy też gdziekolwiek idę. Po prostu staram się zabijać czas swoją wyobraźnią. I dziś, tj. 30 marca 2014, wracając ze spotkania z przyjaciółką i wymyślając kolejne przygody z Olimpijskimi Herosami, uznałam, że założę bloga. Mam nadzieję, że ten pomysł wypali i, że będę miała wielu stałych i niestałych czytelników. Liczę na rady i uwagi, co robię źle. Jestem otwarta na krytykę. A teraz zapraszam na Rozdział 1.

Wiktoria.